Nieładnie jest się nadymać. Bez względu na powód i cel tego unoszenia się. Niejednokrotnie padałem ofiarą własnej pewności siebie w sprawach mniejszej i większej wagi. Szczególnie dotkliwy bywał u mnie brak pokory, gdy korzystałem z cudzych zasobów pieniężnych, czasowych, ludzkich. Nie tylko ja miałem takie problemy.
W mej pracy najczęściej komunikowałem się z kierownictwem struktur programowych projektowych, a więc z natury rzeczy tymczasowych. O ile struktury operacyjne organizacji zazwyczaj starają się uzasadnić swoje istnienie regulaminami, statutami, czy planami rocznymi, to już programy i ich projekty nierzadko ulegają złudzeniu, że udziałowcy "nie zauważą" braku takich, czy innych ram formalnych.
Niektórzy "rewolwerowcy" projektowi są na tyle pewni siebie, że nie utrzymują nawet aktualnego harmonogramu prac z podziałem na wydarzenia i zadania faktycznie zakończone oraz te, które pozostały do zrobienia. Większość kierowników ma jakiś plan działania w formie pisemnej, aby zaadresować zakładany wariant wydarzeń. Rzadko jednak spotykam osoby na tyle odpowiedzialne, aby posiadać używalny rejestr ryzyk (nieuzwględnionych w planie, przyszłych wydarzeń rzutujących na przedsięwzięcie) oraz aktualny rejestr problemów (nieuzwględnionych w planie, a napotkanych już wydarzeń rzutujących na przedsięwzięcie).
Wydawałoby się, że powodem braku tych podstawowych mechanizmów zarządzania przedsięwzięciem jest brak czasu, narzędzi lub kwalifikacji. Tymczasem z moich kilkuletnich już obserwacji wynika, że powodami są zwykle zbytnia pewność siebie i zbyt powierzchowna ocena złożoności zadania, jakim jest prowadzenie przedsięwzięcia (szczególnie informatycznego), słowem - pycha. W sposób naturalny każdy z nas planuje, ocenia ryzyka i radzi sobie z problemami na swój sposób nie zapisując tego na kartce papieru lub w komputerze. Niestety nasza pamięć jest zawodna, ocena subiektywna, a nasze decyzje łatwo ulegają wpływowi kontekstu, w którym przyszło nam je podejmować. Nie bez znaczenia jest również zapewnienie odpowiedniej przejrzystości inwestorom. Stąd też potrzeba planowania i identyfikacji wydarzeń nieplanowanych w skodyfikowany sposób.
Z racji stereotypu męskiej osobowości koledzy po fachu wydają się być bardziej podatni na "efekt kowbojski". Wyraźnie widzę znacznie większą gotowość u kobiet do używania tych niezbędnych technik zarządczych. Choć wiem, że każde przedsięwzięcie jest inne, to jednak z biegiem lat wyraźnie widzę z punktu widzenia osoby trzeciej wciąż powracające problemy, mające swe źródło w niedocenieniu złożoności zadania zarządzania.
Podsumowując:
Koledzy, więcej pokory! To nie wstyd przelać na papier Wasze plany, obawy i problemy, z którymi się mierzycie. Nierzadko okaże się, że rozwiązania przyjdą do Was w wyniku czytania własnych zapisów. Innym razem okaże się, że ktoś przyjdzie Wam z pomocą, doceniając Wasz profesjonalizm. Powodzenia!
Zgadzam się w 100% z tym postem)
OdpowiedzUsuń