Żona sprezentowała mi Star Wars: The Complete Saga (Episodes I-VI) (dziękuję!). Bardzo się ucieszyłem, bo - jak wielu moich rówieśników z radością wracam do tych bajek. Ponieważ już jakiś czas temu musiałem już zwrócić koledze PS3, to nie miałem na czym ich obejrzeć w domu. Dla gadżeciarza takiego jak ja był to wystarczający pretekst do wyposażenia się w zewnętrzną nagrywarkę Blu-Ray ze wsparciem aż do standardu BD-XL włącznie. Zakupiłem więc ASUS SBW-06D2X-U/BLK/G/AS podłączany kablem USB 2.0 typu Y i 10-cioma płytami 25GB za ~550zł z przesyłką.
Pierwszy problem, jaki musiałem rozwiązać, to fakt, że mój laptop posiada po jednym porcie USB z każdej strony, a spawarka potrzebuje mieć wpięte oba końce y-grekowatego kabla. Kupiłem więc przedłużkę i ciągnę 5V z dwóch stron.
Z opisu produktu nie wynikało, czy dostanę z urządzeniem jakieś oprogramowanie zdolne do odtwarzania świeżych produkcji Blu-Ray. Po przeglądnięciu załączonej płyty CD (z wytłoczonym logiem BluRay :) zrozumiałem, że muszę sobie poradzić sam. Z njusów tu i tam wiedziałem, że VLC w wersji 2.0+ obsługuje takowe nośniki pod warunkiem użycia właściwej biblioteki dekryptującej oraz aktualnego zestawu kluczy. O ile świetnie działało z moimi starymi tytułami, to Star Wars się opierało (najnowsze BD+). Sprawdziłem też DVDFab 8 HD Decrypter, które zadziałało prawidłowo (i użyło QuickSync :) ale nie chce mi się zużywać dziesiątek gigabajtów naszego domowego NASa i kilku godzin rippowania, żeby obejrzeć film. Pobrałem więc Corel WinDVD Pro 11 (na razie wersja trial na 30 dni) i zamierzam go nabyć kosztem $50, gdy tylko upewnię się, że działa prawidłowo.
Ponieważ wiekowa plazma, jakiej używamy w naszym mieszkaniu ma matrycę zaledwie 1024x768, to podawałem z laptopa przez HDMI tylko 1280x720 licząc na to, że wbudowany w telewizor scaler poradzi sobie jakoś z wyświetleniem obrazu 720p.
Gdy zabrałem się do oglądania pierwszej części sagi po kilkunastu minutach zaniepokoiła mnie temperatura spodu laptopa. Pomiar z CoreTemp wskazywał 75°C na obu rdzeniach przy 8% obciążenia CPU. Podejrzewam, że to rdzeń graficzny był głównym źródłem nadmiaru ciepła. Dopiero podłożenie kabla pod tył obudowy dla zwiększenia "prześwitu" rozwiązał problem. Warto też podkreślić, że notebook musiał pracować na zasilaniu i z tylko jednym ekranem włączonym (tutaj HDMI), aby płynnie odtwarzać filmy.
Mam świadomość, że dopiero przesiadka na współczesny telewizor o matrycy 1920x1080 oraz odpowiedni zestaw audio da mi możliwość skorzystania z tych filmów w pełni, ale już teraz cieszę się najlepszą możliwą jakością na sprzęcie, jaki użytkujemy. Drugą ważną funkcją napędu będzie wypalanie płyt 25GB, a z czasem może też 50GB i 128GB (nawet nie mam tyle przestrzeni na SSD) do celów archiwizacji danych. O wynikach wypalania poinformuję Was wkrótce...