Marcin Marciniak na Technoblogu tutaj wzywa nas do regularnej aktualizacji oprogramowania. Muszę przyznać, że trudno polemizować z jego argumentami. Odnoszę jednak wrażenie, że przyczyną wykrytego przez statystyki stanu rzeczy w mniejszym stopniu jest nieświadomość użytkowników a w większym koszt obsługi oprogramowania.
Dla przykładu ja spędzam średnio około dwóch tygodni rocznie na utrzymanie w ruchu mojego pojazdu. Czas ten wydatkuję na przeglądy okresowe, naprawy, mycie, tankowanie itd. Jestem umiarkowanym użytkownikiem przejeżdżając ~50kkm rocznie. Muszę przyznać - sądzę, że to za dużo czasu (o kosztach nie wspomnę) jak na środek transportu. Mój samochód pochłania ~8% czasu posiadania na utrzymanie, a przez resztę mogę z niego korzystać.
Tymczasem nakład pracy potrzebny do bieżącej aktualizacji oprogramowania (i rozwiązywania problemów, jakie z tego wynikną) w moim laptopie swobodnie przekroczyłby 10% czasu posiadania go. Gdzie jest złoty środek?
Najlepszym rozwiązaniem wydaje się być powierzenie aktualizacji w ręce profesjonalistów (administratorów środowiska), a więc praca w spójnie zarządzanym środowisku (np. domeny MS Windows z systemem instalacji poprawek). Wtedy korzystamy z już przetartej w testach ścieżki aktualizacji oraz automatyzacji procesu. Jednak nie wszędzie administratorzy biorą na siebie ciężar aktualizacji wszystkich powszechnie używanych w środowisku aplikacji (np. Adobe Reader czy Adobe Flash).
Nie bez znaczenia są też przyzwyczajenia użytkowników, co obserwuję u siebie w biurze w postaci objawów pomigracyjnych po kilkudniowej ekspozycji użytkowników na MS Office 2007. Czasem okazuje się, że taniej jest zaakceptować zagrożenia wynikające z używania starej wersji oprogramowania niż ponieść koszty przeszkolenia użytkowników do sprawnej pracy z nową wersją oprogramowania.
Jedna prawda sprawdza się jednak niezwodnie - im prościej, tym taniej. Używając możliwie najmniejszej ilości oprogramowania obniżamy prawdopodobieństwo awarii i nakłady niezbędne na aktualizację oprogramowania. Z tej perspetkywy korzystny jest więc trend włączania wciąż nowych narzędzi do podstawowych dystrybucji systemów operacyjnych oraz obejmowanie ich zintegrowanym procesem autmatycznej aktualizacji.
Podsumowując - stawiam hipotezę, że opracowanie zunifikowanego standardu automatycznej dystrybucji i instalacji poprawek wszelkiego oprogramowania poprzez sieć Internet, a następnie szerokie zastosowanie go istotnie skróci czas niezbędny do aktualizacji oraz zwiększy bezpieczeństwo.
Dla przykładu ja spędzam średnio około dwóch tygodni rocznie na utrzymanie w ruchu mojego pojazdu. Czas ten wydatkuję na przeglądy okresowe, naprawy, mycie, tankowanie itd. Jestem umiarkowanym użytkownikiem przejeżdżając ~50kkm rocznie. Muszę przyznać - sądzę, że to za dużo czasu (o kosztach nie wspomnę) jak na środek transportu. Mój samochód pochłania ~8% czasu posiadania na utrzymanie, a przez resztę mogę z niego korzystać.
Tymczasem nakład pracy potrzebny do bieżącej aktualizacji oprogramowania (i rozwiązywania problemów, jakie z tego wynikną) w moim laptopie swobodnie przekroczyłby 10% czasu posiadania go. Gdzie jest złoty środek?
Najlepszym rozwiązaniem wydaje się być powierzenie aktualizacji w ręce profesjonalistów (administratorów środowiska), a więc praca w spójnie zarządzanym środowisku (np. domeny MS Windows z systemem instalacji poprawek). Wtedy korzystamy z już przetartej w testach ścieżki aktualizacji oraz automatyzacji procesu. Jednak nie wszędzie administratorzy biorą na siebie ciężar aktualizacji wszystkich powszechnie używanych w środowisku aplikacji (np. Adobe Reader czy Adobe Flash).
Nie bez znaczenia są też przyzwyczajenia użytkowników, co obserwuję u siebie w biurze w postaci objawów pomigracyjnych po kilkudniowej ekspozycji użytkowników na MS Office 2007. Czasem okazuje się, że taniej jest zaakceptować zagrożenia wynikające z używania starej wersji oprogramowania niż ponieść koszty przeszkolenia użytkowników do sprawnej pracy z nową wersją oprogramowania.
Jedna prawda sprawdza się jednak niezwodnie - im prościej, tym taniej. Używając możliwie najmniejszej ilości oprogramowania obniżamy prawdopodobieństwo awarii i nakłady niezbędne na aktualizację oprogramowania. Z tej perspetkywy korzystny jest więc trend włączania wciąż nowych narzędzi do podstawowych dystrybucji systemów operacyjnych oraz obejmowanie ich zintegrowanym procesem autmatycznej aktualizacji.
Podsumowując - stawiam hipotezę, że opracowanie zunifikowanego standardu automatycznej dystrybucji i instalacji poprawek wszelkiego oprogramowania poprzez sieć Internet, a następnie szerokie zastosowanie go istotnie skróci czas niezbędny do aktualizacji oraz zwiększy bezpieczeństwo.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń