niedziela, 27 października 2013

Miracast na co dzień

Konrad (pozdr.) zadał mi rozsądne pytanie o me przypadki użycia bezprzewodowego wyświetlacza Miracast. Zapytanie jest o tyleż zasadne, że mamy na rynku wiele nie działających par nadajników i odbiorników, a sama funkcjonalność jest na tyle nowa, że trudno przewidzieć jej użyteczność.
Mam możliwość wyświetlania bezprzewodowego dopiero od sierpnia tego roku i tylko ze smartphona ZOPO C2 na telewizor w pokoju dziennym LG 55LN5758. Zarówno komputer stacjonarny, laptop, tablet jak i drugi smartphone nie wspierają tego standardu.
W przeszłości chcąc wykorzystać wyświetlacz telewizora podłączałem laptopa lub tablet przez HDMI. W praktyce sięgałem po to bardzo rzadko, bo byłem ograniczony długością kabla i koniecznością sznalezienia miejsca, by usadzić urządzenie nadające. Teraz korzystam z łączności bezprzewodowej.
Winny jestem Wam jednak słowo wprowadzenia. Otóż smartphone stał się moim głównym urządzeniem w ciągu ostatnich dwóch lat. Korzystam z niego w blisko 95% przypadków kontaktów z elektroniką. Komunikacja głosowa, chat, SMS, e-mail, forum odbywa się przez aparat. Znakomitą większość artykułów i magazynów czytam z niego. Większość zdjęć i filmików nagrywam telefonem, a następnie porządkuję i wysyłam bądź umieszczam w Picasa. Smartphone jest moim kalendarzem, słownikami językowymi, nawigatorem, radiem, itp. itd. Na potrzeby rozmów wideo sięgam do tabletu lub komputera stacjonarnego . Edycję tekstów, arkuszy i wpisy na bloga realizuję na laptopie lub PCecie (gdy żona wyjeżdża z laptopem). Jak widzicie naprawdę większość rzeczy załatwiam na smartphonie. 
Niestety ekran telefonu, choć czytelny i gęsty (1080p) nie nadaje się do współ-patrzenia dla więcej niż dwóch osób. Mogę więc pokazać to i owo drugiej osobie, ale gdy mamy gości (na przykład znajomi lub rodzice), to wypadałoby użyć telewizora, stojącego wygodnie naprzeciwko kanapy, obok stołu z krzesłami.
Wtedy też mogę - nie ruszając się z kanapy / krzesła - "rzucić" na telewizor coś, o czym rozmawiamy na kilka minut. Może to być:
  • album zdjęć z wycieczki czy urlopu,
  • filmik znaleziony na fejsie czy youtube,
  • mapa pokazująca, dokąd jedziemy,
  • "rozkład jazdy" najbliższego kina ("na co idziemy?"),
  • obraz z aplikacji flightradar24, aby wiedzieć, kiedy wyjechać na lotnisko,
  • aplikacja z kolejką odjazdów tramwajów na pobliskim przystanku,
  • e-mail od kogoś, z załącznikiem (PDF, docx, xslx).
Mógłbym jeszcze wymieniać możliwości, ale sprowadza się to do współ-odbierania przekazu przez więcej niż dwie osoby przebywające w pokoju dziennym. Myślę, że sięgam po tę funkcję 2-3 razy w miesiącu, więc nie jest to sprawa codzienna. Mimo to postrzegam to jako niezwykle poręczne udogodnienie. Znacznie łatwiej będzie nam dostrzec korzyści z bezprzewodowego wyświetlania, gdy wszystkie urządzenia będą kompatybilne.
Ubolewam, że nie mogę użyć Wireless Display z laptopa (głupie ograniczenie sterownika Intela, który sprawdza model procesora) czy PCta, gdzie miałbym lepszą kontrolę zawartości (mysz lub gładzik) i mógłbym odtwarzać dłuższe treści (na razie do mediów używam Raspbmc). Skandalem jest też brak wsparcia Miracast w tablecie Google Nexus 10, ale tam mam z grubsza to samo, co w smartphonie, więc przeżyję.
Warto też podkreślić, że bezprzewodowe wyświetlanie ma największy potencjał w przestrzeni publicznej (w pracy, w knajpie), gdzie każdy mógłby łatwo i szybko wykorzystać telewizor lub rzutnik, aby wyświetlić prezentację, dokument czy materiał multimedialny. To jest przyszłość!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz