piątek, 14 grudnia 2012

A co to za różnica?

Świat się kończy! ;-) Tak zwana informatyka właśnie nam się bezpowrotnie zmieniła. Co prawda nie potrafię dokładnie wskazać, kiedy to się stało, ale wiem na pewno, że jestem otoczony użytkownikami nowego typu. Są to ludzie kompletnie nieświadomi tego, co używają, a zagadnięci o te czy inne parametry odpowiadają: "A co to za różnica? Przecież to działa." Powiecie, że się czepiam. Macie rację.
Czasy kiedy istniały bariery wejścia w świat komputerów minęły. Dzisiaj na spotkaniu bardzo ważny inżynier pomylił megabity z gigabitami i żaden z pozostałych ważnych ludzi nawet tego nie zauważył. Inny ciekawy jegomość zupełnie nie mógł zrozumieć o co go pytam, gdy zagadnąłem o to w jaki sposób ma dostęp do Internetu w komórce w kieszeni.
Moja pamięć nie sięga daleko, ale jeszcze ~15 lat temu brak tego typu wiedzy oznaczał, że e-mail się nie wysłał, bo był za duży (sprawdzacie ile ma e-mail przed wysłaniem?) lub aplikacja nie wystartowała z braku dostępnej pamięci podstawowej (pamiętacie, ile jej było?).
Sama idea PeCeta x86 miała w sobie coś z eksperymentu. To był taki prototyp urządzenia, który każdy mógł sobie w domu złożyć. Duży, niezgrabny, zawodny, niewydajny, ale własnoręcznie zrobiony. Fachman informatyk cieszył się estymą otoczenia, bo potrafił na tym uruchomić "coś". W zasadzie cokolwiek co zadziałało było triumfem. Teraz już cyfrowe urządzenia odpowiadają za nasze bezpieczeństwo, wygodę, majątek, zdrowie itd. Są niezbędne, więc muszą być niezawodne, tanie i bezobsługowe, a więc muszą być starannie zoptymalizowane i masowo produkowane. Nie ma tu miejsca na majsterkowanie - to ma być produkt masowy z minimalną ilością części.
Obserwując otoczenie stwierdzam, że jestem świadkiem ostatniego tchnienia pionierskiej informatyki. Wkrótce prototypy wrócą do laboratoriów i pod strzechy nielicznych zapaleńców. Interfejsy użytkownika będą pomijać szczegóły techniczne (np. którędy odświeża Ci właśnie kalendarz), aby trafić do szerszej rzeszy użytkowników.
Stopniowo odpuścimy sobie dociekanie dlaczego coś nie działa, będziemy po prostu wymieniać na inne. Tak było z radio-odbiornikami, telewizorami i modułami w samochodach. Przychodzi czas na nasze smartfołny, tableto-laptopy i komputery domowe.
Pomyślcie przez moment o urządzeniach, których cechy stały się nieistotne w ciągu ostatnich kilkunastu lat: drukarki, skanery, dyski HDD, karty muzyczne czy routery domowe. Kto jeszcze zwraca uwagę na coś poza wyglądem i ceną? Tylko entuzjaści, czyli mały nieważny rynek. Producenci to widzą i ciążą w stronę głównego nurtu popytu.
Myślę, że to normalne. Ewolucja od pasjonującej, nowej idei to produktu powszedniego. Czas się przystosować. Analogicznie rzecz ujmując, ja - dla przykładu - nie mam pojęcia jak wytwarzany jest chleb, który jem na co dzień i na jakie parametry (poza smakiem, okresem przydatności i ceną) zwracać uwagę. Tyle, że nie jestem piekarzem.
Tutaj dochodzę do rdzenia mej drobnej frustracji w dniu po końcu świata: czy specjaliści w swym fachu mogą sobie pozwolić na kompletną ignorancję w stosunku do swych prywatnych potrzeb na tym samym polu nie tracąc twarzy? Czy mogą po pracy zachowywać się jak nieświadomi użytkownicy?
Nie powinni, bo natychmiast zastanawiam się nad powierzeniem projektowania komuś innemu.
Z drugiej strony i owszem, bo przecież ilość technologii i szybkość zmian nie daje szans na bycie zawsze na bieżąco.
Co o tym myślicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz